Nie tylko złącza

Z Julitą Mazurkiewicz, prezesem Phillips Europe rozmawia Leon Bilski.
Leon Bilski: – Rynek ciężarówek i naczep w Polsce znalazł się w ubiegłym roku w dołku. Czy i jak taka sytuacja wpływa na Wasz biznes? Jak sobie z tym radzicie?
Julita Mazurkiewicz: – Tak, kryzys na rynku ciężarówek i naczep w Polsce jest faktem i my również go odczuwamy. Jesteśmy bardzo blisko naszych klientów i wiemy, z jakimi wyzwaniami mierzą się dziś na co dzień. Informacje zwrotne z rynku nie są szczególnie optymistyczne, ale mimo to nasza sytuacja pozostaje stabilna. Wpływ spowolnienia gospodarki oczywiście istnieje, jednak nie jest dla nas dramatyczny. Powodem jest to, że wciąż jesteśmy młodym, dynamicznie rozwijającym się graczem na rynku europejskim, a nasz potencjał wzrostu jest nadal bardzo duży. Od początku wiedzieliśmy, że zbudowanie pozycji w tak specyficznej i hermetycznej branży, jak rynek pojazdów ciężarowych – gdzie relacje, zaufanie i jakość liczą się najbardziej – wymaga czasu i determinacji.
Rozwijamy się w sposób organiczny, krok po kroku, bez kompromisów jakościowych. Wchodziliśmy na rynek w bardzo trudnym momencie – pandemia, wojna, kryzys gospodarczy – to wszystko były ogromne wyzwania. Mimo tego nie zatrzymaliśmy się ani na chwilę. Podczas pandemii nie przerwaliśmy produkcji, nie mieliśmy opóźnień w dostawach. Dzięki temu zbudowaliśmy reputację solidnego i wiarygodnego partnera. To procentuje. Dziś stopniowo wzmacniamy naszą pozycję i poszerzamy bazę klientów na kolejnych rynkach europejskich. Wierzę w siłę systematycznych, uczciwych działań i to właśnie ta konsekwencja pozwala nam przetrwać trudny czas i rosnąć mimo niesprzyjających warunków.
LB: – Przewoźnik jest zainteresowany Phillipsem, na polskim rynku gdzie może nabyć wasze produkty?
JM: – Nasze produkty są szeroko dostępne na polskim rynku, można je znaleźć u wszystkich największych dystrybutorów, między innymi w Inter Carsie, Martexie czy Suderze. To zapewnia klientom łatwy dostęp do pełnej oferty Phillipsa w całej Polsce. Jednocześnie aktywnie wspieramy naszych partnerów dystrybucyjnych – prowadzimy działania edukacyjne i produktowe, tak aby poszczególne oddziały dobrze znały nasze portfolio i rozumiały, co wyróżnia naszą ofertę na tle konkurencji.
Niedawno uruchomiliśmy również program „Phillips blisko transportu”, w ramach którego nasz zespół handlowy odwiedza floty, warsztaty i firmy transportowe, także te najmniejsze. Nie chodzi nam o bezpośrednią sprzedaż – bo jako producent nie działamy w tym modelu – ale o budowanie świadomości marki i edukację: dlaczego warto wybrać właśnie produkty Phillipsa, co stoi za ich jakością, trwałością i niezawodnością. Nasze rozwiązania są dopracowane technologicznie, zbadane i sprawdzone w praktyce. Nasi pracownicy naprawdę wierzą w ten produkt, nie sprzedają obietnic, tylko konkretne, wysokiej klasy rozwiązania. I to jest coś, o czym można mówić z dumą.
LB: – Złącze to taki element, tak mi się wydaje, na który zwraca się uwagę, dopiero gdy coś się z nim dzieje złego. Jak kierowca czy przewoźnik może zadbać o złącza?
JM: – Rzeczywiście, złącze to ten element, o którym zwykle przypomina się dopiero wtedy, gdy coś przestaje działać. Ale jeśli jest dobre, działa po prostu niezauważalnie. I dokładnie tak jest z naszymi produktami. Choć… w przypadku Phillipsa nie sposób zupełnie o nich zapomnieć, bo nasze złącza są charakterystyczne, między innymi dzięki systemowi kodowania kolorami, który ułatwia identyfikację i obsługę. Jeśli chodzi o użytkowanie, nie wymagają one specjalnych zabiegów – nie trzeba ich wypinać, zabezpieczać, foliować czy osłaniać. Wręcz przeciwnie, są zaprojektowane tak, by znosić ekstremalne warunki. W naszych testach złącza są zanurzane w wodzie, zakopywane w ziemi, zamrażane i mimo to działają bez zarzutu. Spełniają najwyższe normy odporności na kurz, temperaturę, wilgoć czy korozję. W USA mamy nawet powiedzenie, że cały obszar między ciągnikiem a naczepą to „świat Phillipsa”. I coś w tym jest, bo nasze produkty są obecne właśnie tam, gdzie niezawodność naprawdę ma znaczenie.
LB: – Co można w waszych wyrobach ewentualnie ulepszyć, w jakim kierunku następuje rozwój?
JM: – Obszarem, który w moim przekonaniu będzie kluczowy w najbliższych latach, jest automatyzacja połączona z elektryfikacją. To nie są już trendy – to nieodwracalne procesy, które dzieją się na naszych oczach. Względy bezpieczeństwa i wydajności sprawiają, że pojazdy stają się coraz bardziej „inteligentne”, wyposażone w zaawansowane systemy: kamery, czujniki, radary, systemy wspomagania kierowcy. Wszystko to generuje i przetwarza ogromne ilości danych, które muszą być błyskawicznie i niezawodnie przesyłane między pojazdem a naczepą. Właśnie w tym kierunku rozwijamy nasze rozwiązania. Produktem przyszłości – i już teraz jednym z naszych kluczowych projektów – jest EC15: nowoczesny produkt, który zapewnia ultraszybki, stabilny i bezpieczny przesył danych. To technologia zaprojektowana z myślą o nowej generacji pojazdów i ekosystemów transportowych.
Ulepszanie naszych produktów polega dziś przede wszystkim na tym, by dostosować je do rosnących wymagań cyfryzacji, komunikacji i bezpieczeństwa. I to właśnie ta droga – innowacja w obszarze łączności – będzie wyznaczała kierunek rozwoju Phillipsa w najbliższych latach.
LB: – Bo nowe produkty, które już są to na przykład panele solarne i czujniki TPMS. Czyli rozszerzenie portfolio?
JM: – Tak, panele solarne to doskonały przykład produktu, który wpisuje się w oczekiwania klientów dbających o zgodność z wymogami ESG i szukających rozwiązań przyjaznych środowisku. Z kolei TPMS, czyli system monitorowania ciśnienia w oponach, to odpowiedź na konkretne potrzeby klientów. Bardzo często słyszymy: „Jesteście dla nas one stop shop, więc dlaczego nie macie TPMS? My tego potrzebujemy.” Rozszerzenie portfolio to naturalny kierunek rozwoju. Słuchamy rynku, reagujemy na potrzeby i chcemy, żeby nasi klienci mogli znaleźć u nas wszystko, czego potrzebują do nowoczesnej, bezpiecznej i zrównoważonej floty.
LB: – Wydaje się, że w przypadku TPMS konkurencja jest spora.
JM: – To prawda, rynek TPMS jest konkurencyjny. Ale nasz system wyróżnia się zarówno jakością wykonania, jak i funkcjonalnością, co spotyka się z dużym zainteresowaniem ze strony klientów. Coraz więcej firm dostrzega wartość dodaną, jaką wnosi nasze rozwiązanie, zarówno pod względem niezawodności, jak i łatwości integracji z istniejącą infrastrukturą.
LB: – Firma Phillips jest amerykańska, o światowym zasięgu, Na ile doświadczenia z największego, amerykańskiego rynku są przenoszone do Polski, do Europy?
JM: – W dużej mierze opieramy się na doświadczeniach z rynku amerykańskiego. Nie wyważa się otwartych drzwi i nie zmienia się strategii, która doprowadziła firmę do sukcesu. A Phillips w Stanach to bez wątpienia sukces – prawie 100 lat historii i niemal 100-procentowe pokrycie rynku pierwszego montażu. Fundamentem tej strategii zawsze była bliskość z klientem końcowym – z kierowcą, z użytkownikiem. Regularne rozmowy, zadawanie pytań: „Co możemy zrobić, by ułatwić Ci życie?” – to właśnie z takich spotkań rodziły się innowacje, jak choćby nasze charakterystyczne kolorowe kodowanie kabli, które ułatwia obsługę w trudnych warunkach. Ten sposób myślenia – partnerski, słuchający i praktyczny – przenieśliśmy do Europy. Przykładem jest choćby program „Phillips blisko transportu”, w ramach którego odwiedzamy floty i warsztaty, by być realnie obecni tam, gdzie tworzy się wartość.
Oczywiście, rynek europejski różni się od amerykańskiego. Stany są bardziej jednolite kulturowo, Europa to mozaika języków, zwyczajów i stylów pracy – inaczej rozmawia się z klientami w Polsce, inaczej we Francji czy Grecji. Dlatego nasza strategia wymaga lokalnych modyfikacji. Ale jej zręby – bliskość z klientem, niezawodna jakość i koncentracja na realnych potrzebach użytkownika – pozostają niezmienne. I właśnie na tym budujemy naszą europejską drogę do sukcesu.
LB: – Mam też na myśli kwestie techniczne, przewody w Ameryce są proste, na naszym kontynencie spiralne. Wymaga to trochę innej technologii?
JM: – To rzeczywiście bardzo ciekawy temat. Co ciekawe, spiralizacja kabli to również dzieło Phillipsa, została opracowana przez Boba Phillipsa, który wciąż żyje i z dumą obserwuje rozwój firmy. Nasze rozwiązanie przyjęło się w Europie i do dziś jest szeroko stosowane. W Stanach natomiast odeszliśmy od kabli spiralnych, głównie ze względu na różnice konstrukcyjne pojazdów. Przestrzeń między ciągnikiem a naczepą w USA jest znacznie większa niż w Europie, co sprawia, że układ kabli wygląda tam zupełnie inaczej. W dłuższej perspektywie widzimy również potencjał przejścia na kable proste w Europie. Są one prostsze w produkcji, wymagają jednego etapu mniej, a jednocześnie przy odpowiednim rozwiązaniu konstrukcyjnym mogą być równie funkcjonalne. Myślimy więc o tym kierunku jako o naturalnej ewolucji i sądzę, że europejski rynek z czasem będzie gotowy na tę zmianę.
LB: – Dziękuję za rozmowę.
T&M nr 4/2025
Tekst: Leon Bilski